
Ktoś rzucił hasło:
„Przeciera się!” Z nadzieją spojrzeliśmy w niebo. Faktycznie,
słońce na parę sekund wyszło zza ciemnej chmury. I tyle. Nie
przestało padać. A my nie przestalismy iść. Do mety było dalej
niż się spodziewaliśmy.
Na 54 Harcerski Rajd Świętokrzyski trafiliśmy po długiej
przerwie. Drużyna ostatnio prezentowała się tu 12 lat temu.
Chociaż trudno to nazwać prezentacją. Świętoch to przede
wszystkim wędrowanie po górach i kielecczyźnie. Na pewno to nie
jest rajd łatwy. Codziennie trzeba przejść po kilkanaście
kilometrów, bez względu na to, czy słońce smaży skórę, czy
deszcz leje prosto w twarz. Tradycyjnie na Rajdzie zdarza się i
jedno i drugie. Dla nas pogoda była łaskawa - padało tylko jeden
dzień.
Zaczęliśmy ten rajd z nadziejami. Spakowaliśmy tylko
najpotrzebniejsze rzeczy, ale i tak było co nosić. Na dodatek, na
drugiej trasie, którą szliśmy, trzeba było się zmierzyć z
zadaniami. Ich tematem było: „I ty możesz zostać reporterem”.
W końcu napisać dobry tekst trzeba umieć. No i nauczyliśmy się.
A
w przerwach między punktami (a może to punkty były w przerwach
wędrowania) podziwialiśmy widoki: szczyty w gołoborzach, polany w
jaskrach, lasy we mgle.
Na
szlaku nie byliśmy sami. Naszą trasą wedrowało 6 patroli i
chociaż polubiliśmy się nawzajem, to cały czas, mielismy w glowie
myśl o rywalizacji. Ktoś z nas musi okazać się najlepszym. Z
niecierpliwością czekamy na ostateczne wyniki, a usłyszymy je
dopiero jutro. [tekst pisany 3go dnia rajdu - przyp. red.]
I
chociaz rajd się jeszcze nie zakończył to już czujemy, że
chcielibyśmy zostać tu dłużej, a na pewno przyjechać za rok. I
nieważne kto zwycięży, bo to nie o wygraną chodzi. Samo przeżycie
Świętocha jest frajdą samą w sobie.
43 PDH
HONKER
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz